Zwiększa poczucie bezpieczeństwa, ułatwia nauczycielom pilnowanie uczniów i pozwala ustalić winnych w przypadku jakichś zdarzeń – monitoring w szkole się sprawdza. Pojawia się jednak pytanie: czy instalowanie go w placówkach nie jest ograniczaniem prywatności i swobody dzieci oraz pozostałych osób przebywających w szkole? Wszystkim zależy na tym, żeby nasze szkoły nie tylko potrafiły przekazywać uczniom wiedzę, lecz także dbały o ich bezpieczeństwo.
Do jego zwiększenia ma przyczynić się rządowy program „Bezpieczna+”, który będzie realizowany w latach 2015–2018. W jego ramach szkoły miały otrzymywać dofinansowanie od państwa na instalowanie monitoringu. Z powodu sprzeciwu licznych środowisk z pomysłu się wycofano. Czy słusznie?
– Opiekun pilnujący dzieci nie zawsze może je wszystkie obserwować, natomiast dyrektor czy wyznaczona osoba dzięki monitoringowi jest w stanie rozpoznać zagrożenie przed zdarzeniem – mówi serwisowi infoWire.pl Damian Piróg z firmy CTR Partner. – Im więcej kamer, tym bezpieczniej dla szkoły. Obserwowane powinny być zwłaszcza korytarze, boiska, miejsca, gdzie może dochodzić do kradzieży, i oczywiście samo wejście. Ważne jest, kto wchodzi, kto wychodzi i kiedy – dodaje ekspert.
Monitoring poprawia bezpieczeństwo w szkole – co do tego nie ma wątpliwości. Tylko jakim kosztem? Większość osób ceni sobie swoją prywatność i nie lubi być podglądana. Nie każdy czuje się też komfortowo, kiedy cały czas spogląda nie niego czujne oko Wielkiego Brata. Jak podkreśla rozmówca: – Kamer nie używamy do inwigilacji. Monitoring to system bezpieczeństwa, a nie podsłuchiwania i podglądania. Problem w tym, że to, czy system jest wykorzystywany właściwie, nie zależy od jego twórców, lecz – użytkowników.