Zagubione faksy, informacje, że w systemie nie ma zgłoszenia – rozwód z operatorem może być pasmem udręki – czytamy w Gazecie Wyborczej.
Pani Anna rozkłada ręce: – Istna kołomyja! Kilka tygodni temu złożyła w salonie Orange wniosek o rezygnację z telefonu w związku ze zbliżającym się zakończeniem umowy. Kazano jej zadzwonić za kilka dni i dowiedzieć się, czy do biura obsługi klienta dotarł faks z rezygnacją wysłany w obecności pani Anny przez pracownika salonu. – Oczywiście, faks nie dotarł! Po raz kolejny musiałam iść do salonu, żeby ponownie wysłali faks – denerwuje się Czytelniczka GW. – Nieważne, że dopilnowałam wszystkich formalności!
To nie pierwszy taki przypadek. – To samo działo się w listopadzie zeszłego roku, kiedy zmarł mój dziadek. Trzy tygodnie trwało, zanim łaskawie wyłączono jego telefon. Faks musiałam wysyłać cztery razy, bo dziwnym trafem w ogóle do nich nie docierał. W końcu, kiedy wyłączono telefon, na mój adres dostałam rachunek na nazwisko dziadka. I znowu trzeba było wyjaśniać, że dziadek nie żyje, że już informowałam o tym operatora – opowiada pani Anna.
Wojciech Jabczyński, rzecznik Grupy TP, zaznacza, że całe zamieszanie mogło być spowodowane tym, iż od czasu wysłania faksu do czasu zarejestrowania go w systemie biura obsługi klienta mija kilka dni. I być może problem polegał na tym, że pani Anna dzwoniła po potwierdzenie otrzymania faksu zbyt wcześnie po jego wysłaniu. – Czytelniczkę „Gazety” przepraszamy za kłopot – mówi. – Generalnie nie ma problemów z przepływem faksów z rezygnacją. Są one analizowane i wprowadzane do systemu w terminie. Z pewnością nie trwa to dłużej niż jeden okres rozliczeniowy – dodaje Jabczyński.