Nie ma miesiąca, w którym na rynku telefonii komórkowej nie pojawia się jakaś nowość, która swoją innowacyjnością przebija swoich poprzedników oraz wytycza drogi rozwoju urządzeń mobilnych na świecie. Takie słowa wygłaszają przedstawiciele producentów, bo… muszą. Trudno sobie wyobrazić, aby było inaczej, zwłaszcza teraz. Eksperci rynku telefonicznego uważają, że znajduje się on w lekkiej stagnacji i od dłuższego czasu nie pojawia się na nim nic, co powoduje opad szczęki i wyłupiastość oczu.
Kolejne piksele wciskane w aparaty, czy stałe powiększanie ekranów na nikim nie robią już wrażenia. Po co zatem wprowadzać jakiekolwiek nowości?
Dla zysku. Branżę telefoniczną można porównać do samochodowej, w której po pierwszym roku auto traci kilkadziesiąt procent na wartości i kolejne kilkanaście w następnym. Wśród urządzeń mobilnych jest może nawet jeszcze bardziej ekstremalnie, ponieważ po 24 miesiącach ich cena spada do poziomu kosztu właściwego, tj. kosztów produkcji plus rozsądnego poziomu marż. Z wyłączeniem płacenia za rozpoznawalny brand. A przecież po dwóch latach, zwłaszcza przy stagnacji w zakresie innowacyjności technologicznej – wspomnianej wyżej, ten telefon nadal jest w sposób zbliżony atrakcyjny i dobry jak te właśnie wchodzące na rynek.
Jeśli jednak ktoś chce, żeby i wilki był syty i owca cała, to istnieje rozwiązanie – można kupić nowy telefon rywalizujący z urządzeniami wiodących producentów w cenie jak najbardziej konkurencyjnej. Wystarczy zwrócić uwagę na tzw. b-brandy, czyli urządzenia produkowane przez firmy mniej znane, ale które nie odbiegają jakością od tych popularniejszych. Przykładem takiego przedsiębiorstwa jest Kazam z siedzibą główną w Wielkiej Brytanii.
Pomysł na funkcjonowanie oraz ofertę Kazam jest bardzo prosty i zamyka się w stwierdzeniu, że dla nowo-wprowadzanej marki nie ma najmniejszego sensu oferować telefonów komórkowych ze sztucznie zawyżoną ceną w chwili, kiedy różnica w jakości uległa niemal całkowitemu spłaszczeniu. Ktoś powie, że ludzie kupują takie urządzenia dla tzw. lansu. Kiedyś pewnie tak było, ale teraz ostatnim bastionem, którego części nabywców można przypisać takie motywacje, jest firma sygnująca swoje produkty nadgryzionym jabłkiem. Nawet ich bezpośredni koreański rywal nie jest w stanie nawiązać walki, aby utrzymać status marki premium. To co się dla ludzi teraz liczy zdecydowanie bardziej, to jakość produktów, trwałość i szeroko pojęta obsługa posprzedażowa.
Najlepiej, żeby to wszystko zamknięte było w cenie samego urządzenia, bez dodatkowych opłat za poszczególne usługi dodatkowe, jak np. transport urządzenia do i z serwisu, wymianę baterii, czy przedłużenie okresu ochrony telefonu. Wprowadzenie do oferty takich rozwiązań byłoby zdecydowanie dużo bardziej innowacyjne (ale raczej z biznesowego i klienckiego punktu widzenia), niż możliwość wyginania obudowy, czy wyświetlania zegara na krawędzi. Czy to naprawdę jest warte dwukrotności normalnej ceny za telefon? Przecież na rynku dochodzi do sytuacji, gdzie Kazam Tornado 348, czyli flagowy produkt Brytyjczyków, kosztuje nieco ponad 1.000 zł, a telefon tej samej klasy grubo ponad 2.000 zł. Nie ma w tym jakiegokolwiek uzasadnienia.
O innowacyjności i rzeczywistych nowościach na rynku mobilnym możemy zdecydowanie wspomnieć w temacie aplikacji na urządzenia. Ostatnie sukcesy Ubera, iTaxi, Airbnb, czy nawet Tindera pokazują, że to w tej materii możemy liczyć na naprawdę ciekawe premiery. Podobnie jak kiedyś w przypadku telefonów komórkowych – trudno na tym rynku wskazać jakiekolwiek ograniczenia.
Jaki jest telefon 2015 roku?
To przede wszystkim urządzenia, które przeszło drogę od miniaturyzacji do gigantomanii. Współczesne telefony coraz częściej mają takie rozmiary, że wyglądają jakby ich grupą docelową byli koszykarze. Dodatkowo są coraz cieńsze, montowane oprogramowanie i komponenty coraz bardziej wymagające, a materiały z jakich je wykonano są coraz bardziej wysublimowane. To wszystko odbija się zdecydowanie na dwóch elementach: żywotności baterii i długości cyklu życia samego telefonu, która systematycznie spada, a do tego ryzyko jego zniszczenia rośnie. Ponownie w takim razie powinniśmy zapytać: jaki sens ma kupowanie drogiego sprzętu, który wytrzyma najpewniej do kilkunastu miesięcy? Coraz częściej krócej, niż trwa umowa abonamentowa. Przy telefonach za kilkaset złotych, a na rynku znaleźć można smartfony już za 300 zł, ten ból nie będzie tak odczuwalny. Zwłaszcza, że koszt wymiany wyświetlacza w niektórych telefonach jest droższy, a w przypadku chociażby Kazam jeden raz darmowy w okresie jednego roku od zakupu.
Wspomniany Kazam jest przytaczany nie bez powody, bo analizując tzw. serwis posprzedażowy można bez nadmiernej przesady wskazać go jako wzorowy. Nie dość, że można bezpłatnie wymienić zbitą szybkę w ciągu roku od zakupu, o którym wspomniano wyżej, to sama ochrona smartfonów może być bezpłatnie przedłużona do trzech lat jedynie poprzez rejestrację urządzenia. Nie wspominając takich zalet jak darmowy transport urządzenia, gwarancja na baterię, czy testy poserwisowe (niezwykle istotne!). A mówimy o firmie, która nie pozycjonuje się jako jeden z głównych producentów telefonów na świecie.
Warto być krytycznym przy wyborze telefonu. Jakość? Uległa dramatycznemu spłaszczeniu. Ceny? Tu dysproporcje są gigantyczne i zupełnie nieuzasadnione, a sięgają kilkuset, czy nawet ponad tysiąca złotych. Wytrzymałość? Zbliżona w przypadku każdego z urządzeń obecnych na rynku. Serwis? O dziwo lepszy u b-brandów, np. Kazam. Wraca zatem na koniec pytanie. Czy lepiej wydać kilkaset złotych i otrzymać telefon z dobrym serwisem, który pozwoli się nim cieszyć przez 2-3 lata, czy ponad dwa tysiące za taki sam telefon, za którego naprawę trzeba będzie płacić za każdym razem dodatkowo? Pod rozwagę.