Armie botów, farmy trolli i fake news – to zjawiska na styku świata polityki i nowych technologii chętnie opisywane w sensacyjny sposób. Trudno ocenić ich wpływ na wyniki, ale bez wątpienia robią zamieszanie. Eksperci udowadniają, że prawdziwe zdobywanie zwolenników za pomocą nowych mediów powinno wykorzystywać ich największy atut – bezpośrednią komunikację.
„Martha Coakley będzie za chwilę na żywo w radiu 96.9 FM. Zadzwoń pod numer 617-822-1969 teraz i zadaj jej swoje pytania”. SMS takiej treści otrzymali zwolennicy Scotta Browna, konkurenta Marthy Coakley w wyścigu o fotel senatora stanu Massachusetts. Dzięki impulsowi zdominowali antenę stwarzając wrażenie, że jest ich mnóstwo.
Sztab Browna wysyłał też wiadomości o zbliżających się wiecach wyborczych z zachętą do wzięcia w nich udziału. Jedna z osób zaangażowanych w kampanię wyborczą przyznała później, że SMS-y nie zostały użyte w niej jako narzędzie perswazji, tylko jako sposób na mobilizację zwolenników. Akcja powiodła się i Scott Brown, który nie był faworytem wyborów do senatu, został ich zwycięzcą.
– Kampania do Parlamentu Europejskiego jest na ostatniej prostej. Kto jeszcze nie zdecydował się na wykorzystanie w niej marketingu SMS nie powinien zwlekać z komunikacją zbyt długo ze względu na nadchodzącą ciszę wyborczą. Ale warto też pamiętać, że zbliżają się wybory parlamentarne. Wszyscy kandydaci na posłów lub senatorów, którzy myślą o użyciu kanału mobilnego do angażowania wyborców, powinni już teraz wykorzystywać każdą możliwą okazję do zdobywania numerów telefonów zwolenników. Oczywiście wraz ze zgodą na przesyłanie im wiadomości – podpowiada Andrzej Ogonowski z SMSAPI.
Z pominięciem tradycyjnych mediów
Nietrudno zauważyć, że polityka promuje się dzisiaj w podobny sposób jak np. nowy model samochodu. Stosowane są te same techniki komunikacji i obowiązują podobne zasady. Tymczasem jak wynika z raportu SMSAPI “Komunikacja Marki – Oczekiwania Konsumenta”, wiadomości tekstowe przychodzące na telefon należą do komunikatów najskuteczniej docierających do odbiorcy – niemal 69% użytkowników telefonów komórkowych odczytuje SMS w ciągu 5 minut od jego otrzymania.
Raport wskazuje też, że klienci spośród sposobów komunikacji z ulubionymi markami najbardziej cenią sobie kontakt przez e-mail, serwisy społecznościowe i SMS-y. Te trzy kanały uzyskały dużo więcej wskazań niż reklama w telewizji, prasie czy internecie. Co pokazuje, że wolimy dostać ofertę bezpośrednio niż oglądać “uniwersalne” spoty promocyjne. Takie same zasady dotyczą relacji polityków – kandydaci powinni korzystać z kanałów, które są wygodne dla ich potencjalnych wyborców.
Doświadczenia greckiej firmy webwe, która stosuje narzędzia SMS marketingu w kampaniach wyborczych pokazują też, że wysłanie dużej liczby wiadomości, z nadzieją na osiągnięcie szybkiego sukcesu nie działa. Niechciane komunikaty stają się irytujące i podobnie zaczyna być postrzegany kandydat. Dlatego eksperci webwe zalecają wysyłanie informacji wyłącznie do osób, które wyraziły na to zgodę. Wskazują też, że skrupulatne tworzenie bazy zagorzałych zwolenników powinno rozpocząć się na długo przed kampanią, najlepiej zaraz po zakończeniu poprzedniej.
Podobne zasady panują w mediach społecznościowych. Użytkownicy chętniej włączą się do ruchu politycznego, zasilając grono jego zwolenników, gdy zobaczą, że Facebook czy Twitter to dla polityka nie tylko narzędzia generowania rozgłosu, tylko sposoby na komunikowanie się bezpośrednio, z pominięciem tradycyjnych mediów. To prawdziwi zwolennicy finalnie idą głosować, a nie fikcyjne konta trolli.
Od hasztagu przez plakat po viral
Serwisy społecznościowe ze względu na łatwość tworzenia nowych kont i możliwość wygodnego dzielenia się treściami dają wrażenie wielogłosu. Polityk może komunikować się przez profil prywatny lub oficjalny, fanpage partii, jej młodzieżówki lub lokalnego komitetu, wreszcie profile swoich zwolenników, którzy mogą go cytować i zabrać głos w komentarzach.
Osoba sprawnie poruszająca się w tym środowisku umie dostosować swój przekaz do medium – oświadczenie umieścić na Facebooku, zdjęcie z wiecu na Instagramie, a całość spiąć unikalnym hasztagiem. Przykładem może być ubiegłoroczny sukces Alexandrii Ocasio-Cortez, w wyborach do kongresu USA, której udało się wypromować tag #OneOfUs (#JednaZNas) sugerujący, że kandydatka nie wywodzi się z elit, a jest taka jak jej wyborcy.
Regułę dotyczącą tworzenia hasztagów można śmiało rozszerzyć na główne kampanijne slogany umieszczane na wyborczych plakatach. Aby przekonać się czy powstała kreacja jest dobra, wystarczy przeprowadzić szybki eksperyment, podmieniając na plakacie zdjęcie polityka na twarz innego. Jeśli hasło jest tak uniwersalne, że pasuje do każdego, to znaczy, że nie pasuje do nikogo. Należy je zmienić na inne, wynikające z tożsamości kandydata.
Wzorcowym plakatem może być wykorzystywane zdjęcie Baracka Obamy z wyborów prezydenckich z 2008 r. z hałasem “Hope” (Nadzieja), które odnosiło się do ambitnego programu zmian zaproponowanego w kampanii i zdecydowanie nie pasowałoby do jego konkurenta
Plakat doczekał się tysięcy przeróbek, które krążą do dziś po sieci, czyniąc go klasycznym internetowym viralem. Sytuacja, gdy użytkownicy sami z siebie rozpowszechniają wizerunek i hasło polityka bez żadnych nakładów z jego strony jest marzeniem wielu kandydatów. Niektórzy celowo próbują umieścić w tym celu zaskakujący element na swoich plakatach, ryzykując przy tym jednak, że stracą kontrolę nad przekazem.
Najczęściej bowiem virale podawane są dalej w żartobliwym kontekście, tak jak było z zeszłorocznym kandydatem na burmistrza Sokołowa Podlaskiego i jego obietnicą, że ściągnie do miasta restaurację McDonald’s. Legendarny spot Krzysztofa Kononowicza z 2006 r. z kandydującego na urząd prezydenta Białegostoku zobaczyły miliony użytkowników YouTube, ale w wyborach uzyskał 1,89% głosów.
– Przez dekady plakat był podstawowym narzędziem agitacji politycznej. W ostatnich latach pojawiło się mnóstwo nowych kanałów komunikacji, ale wielu polityków nadal patrzy na nie jak na ścianę do plakatowania. Swoim przekazem chcieliby “okleić” fora internetowe, social media czy wiadomości przychodzące na telefon. Historia Scotta Browna pokazuje, że część z nich jest o wiele skuteczniejsza, gdy pełni funkcję wspierającą i aktywizującą zwolenników – podsumowuje Andrzej Ogonowski z SMSAPI.
Kiedy marketing cyfrowy pomaga w kampanii wyborczej
1. Ogłoszenie startu w wyborach
Warto, by wszyscy którzy podczas zbierania podpisów, wieców wyborczych, czy z pomocą formularza na stronie polityka zostawili swój kontakt lub odnaleźli kandydata w social mediach, teraz poznali decyzję z pierwszej ręki, a nie z mediów.
2. Przypomnienie o dacie głosowania
Decydujących kilka procent głosów można zyskać lub stracić w zależności od frekwencji. Przypominając o zbliżających się wyborach nie zaszkodzi dodać na jakiej liście szukać nazwiska kandydata.
3. Przedstawienie programu wyborczego
Naturalnie nie jest on na tyle krótki by zmieścić go w jednym komunikacie, ale warto pamiętać o możliwości umieszczenia łącza do programu w wiadomości SMS lub poście na fanpage.
4. Zachęta do dyskusji z kontrkandydatami
Zaangażowani zwolennicy są zwykle bardziej przekonujący niż pracownicy sztabu wyborczego, dlatego warto postarać się ich zaangażować. W tym przypadku skutecznym narzędziem może być wiadomość SMS, która dociera szybko i bezpośrednio do odbiorcy.
5. Przypomnienie o dacie głosowania
Decydujących kilka procent głosów można zyskać lub stracić w zależności od frekwencji. Przypominając o zbliżających się wyborach nie zaszkodzi dodać na jakiej liście szukać nazwiska kandydata.