Inżynierowie z kanadyjskiej Szkoły Fizjologii Uniwersytetu Simona Frasera w Burnaby wymyślili urządzenie, które nazwali kombajnem biomechanicznej energii. Montuje się go na nodze tuż nad kolanem. Produkuje elektryczność w czasie, kiedy chodzimy, a więc dosłownie mimochodem.
Zgięcie nogi w kolanie napędza mały generator prądu. Przy tym w fazie kroku, kiedy stopa wyrzuca nogę i całe ciało do przodu, generator jest odłączony, nie przeszkadza. Natomiast stawia opór wtedy, kiedy przednia noga ląduje i przyjmuje na siebie ciężar ciała. Wspomaga wtedy mięśnie nogi, które również wtedy muszą wyhamować ruch.
Normalnie w tej fazie kroku energia rozpędzonego ciała jest rozpraszana i marnowana. Biomechaniczny kombajn częściowo ją odzyskuje. Na podobnym załozeniu opiera się zasada działania współczesnych samochodów hybrydowych, takich jak np. Toyota Prius. Kiedy zwalniają hamując silnikiem, to przy okazji ładują swoje akumulatory.
Co więcej, dzięki wykorzystaniu fazy hamowania do generowania prądu człowiek prawie nie wkłada w to dodatkowego wysiłku. Metaboliczny koszt tej energii jest nieznaczny – przekonują autorzy pracy. Sprawdzili to na sześciu mężczyznach, którzy spacerowali na ruchomej bieżni pod kontrolą badaczy. Oddychali w maskach podłączonych do systemu, który mierzył zużycie tlenu i wydzielanie dwutlenku węgla.
Urządzenie generuje 5 watów mocy. Jak twierdzą jego wynalazcy, to wystarcza do zasilania 10 telefonów komórkowych naraz (wprawdzie na tabliczkach znamionowych tych urządzeń znajdziemy zaznaczoną większą moc, ale to wartość maksymalna – podczas normalnej pracy zużywają one dużo mniej prądu). W czasie godzinnego spaceru naładujemy więc baterie komórki, podładujemy laptopa. Przy tym zyskujemy dodatkowy powód, by się ruszać, a więc prowadzić bardziej zdrowy tryb życia.