Pisaliście kiedyś SMS na dotykowym ekranie w trakcie jazdy komunikacją miejską? Jeśli nie – polecam. Rozrywka przypomina trochę próby nabicia widłami marynowanej pieczarki, ale uczy dwóch rzeczy: cierpliwości i precyzji. Swoją drogą, zgłaszam niniejszym petycję do Asusa, żeby kolejne modele wyposażył w system antywstrząsowy. Nostalgiczny kryptonim Polskie Drogi będzie pasował idealnie. Ale od początku…
Pierwsze wrażenia
Tradycyjnie już Asus zadbał, żeby jego produkty nie mogły skarżyć się na brak tlenu w pudełku. Ale oddać trzeba sprawiedliwość – przestrzeń nie jest pusta. Ładowarka sieciowa, samochodowa, kable i uchwyt do samochodu trochę miejsca zajmują. Sam P552w, niewielki w sumie, na tle swojego pudełka prezentuje się jak arabski szejk w haremie: Tyle dóbr, a wszystko moje!
Ponieważ P552w to telefon ewidentnie i bezdyskusyjnie dotykowy, w pierwszej kolejności podotykałem go obficie. Efekt jest zadowalający. Obudowa solidna, o ślizganiu się w dłoni nie ma mowy. Odgłosów niepożądanych brak. Ani podczas amatorskiej wersji uścisku Herkulesa, ani podczas testu Shakin’ Stevensa.
Dla oka Asus też miły. Kształt przywodzi na myśl nieco jajko niespodziankę. Analogia jest nawet dość trafiona, bo niespodzianek nieco w sobie ten telefon bez wątpienia ma.
Pierwsze kroki
Na pokładzie Asusa P552w rządzi kapitan desygnowany do boju przez Billa Gatesa i jego wesołą kompanię – Windows Mobile 6.1, a więc nauczony wcześniejszymi doświadczeniami, po wciśnięciu przycisku ON zająłem się swoimi sprawami. I tu pierwsze zaskoczenie – nie zdążyłem obrać ziemniaków! A ON się włączył!
Demon szybkości? A może zakrzywienie czasoprzestrzeni? Raczej to pierwsze. Procesor 624 MHz robi swoje. Obiad musiał poczekać. Na ekranie powitalnym wszystko duże i wyraźne. Nawigacja przy pomocy windowsowego menu i eksploratora intuicyjna.
Ale zdecydowanie bardziej polecam autorskie menu Asusa, ukryte pod drugim od lewej przyciskiem. Ładniejsze i ogólnie użytkownikoprzyjaźniejsze. No i przede wszystkim konfigurowalne dużo bardziej niż windowsowy odpowiednik.
Musiałem niestety na chwilę P552w wyłączyć, żeby włożyć mu kartę pamięci. Procedura wymaga pełnego demontażu. Włączenie z baterią.
Potem obowiązkowa lektura instrukcji obsługi. I tutaj bardzo miłe zaskoczenie. Już wersja skrócona, papierowa, pozwala opanować posługiwanie się telefonem na poziomie wystarczającym statystycznemu zjadaczowi kart SIM. Miażdżące wrażenie robi jednak wersja elektroniczna, na dołączonej płycie. Na 180 stronach PDF-a Asus P552w opisany jest niczym w pracy doktorskiej na Politechnice. Przyznam bez bicia, że przez całą dokumentację nie przebrnąłem, ale wydaje mi się nawet, że kątem oka zauważyłem skrócony kurs wiązania węzłów marynarskich.
W każdym razie konfiguracja niezbędnych funkcji życiowych jest mocno intuicyjna, a wsparta porządną dokumentacją nie sprawi żadnego problemu. Podstęp zwietrzyłem natomiast w menedżerze WiFi. Część jest po niemiecku. Stirlitz po sobie nie posprzątał? Zaczęło pachnieć sensacją.
Funkcjonalność
Tym razem badanie możliwości postanowiłem zacząć od GPS. Okazja była dobra, musiałem przejechać z jednego końca Wrocławia na drugi. W godzinach szczytu, a więc survival w pełnej krasie. Okazało się jednak, że mapy i program muszę dostarczyć Asusowi sam. Tyle że prywatna MapaMap grozi palcem – nie chce pracować na innym urządzeniu. Służba nie drużba – ściągnąłem więc demo AutoMapy. Żeby ją zainstalować, trzeba użyć ActiveSynca, ale na szczęście obyło się bez problemów. Dobrze też, że wcześniej skonfigurowałem WiFi – inaczej do synchronizacji danych GPS Ausus chciałby impulsów z telefonu. Potrzebuje do tego internetu.
Zwarty i gotowy siadam więc za kółko i już już mam wyruszyć na podbój szos, kiedy okazuje się… że demo AutoMapy ma i owszem mapę demonstracyjną, tyle że Płocka i okolic. Czasu na decyzję było mało. Trudno, jadę… Jak Jurand ze Spychowa – po omacku, nie wiem dokąd, nie wiem którędy, satelity mnie nie widzą, ja nie widzę ich…
Ponieważ w Asusie tkwiła wyczerpana, potestowa karta Cyfrowego Polsatu, nie mogłem nawet skorzystać z GoogleMaps. Z testowania GPS pozostało mi więc niestety tylko podziwiać płockie ulice. Ale za to w trybie 3D. Oczywiście w trakcie postoju.
Tyle dobrze, że wrażenia można zanotować na gorąco w Mobile Office. Tak też więc uczyniłem. Aktualną pozycję można też wysłać w SMS-ie o pomoc, jeśli demo AutoMapy pokieruje nas w nietknięte dotąd ludzką stopą okolice.
W następnych dniach, zrezygnowany przesiadłem się do komunikacji miejskiej. I to był strzał w dziesiątkę! To właśnie tutaj Asus P552w pokazał swoje prawdziwe oblicze! Niczym najlepszy szpieg Jej Królewskiej Mości wychwycił podczas każdego kursu minimum jeden telefon z włączonym bluetoothem. Pomógł też ustalić ważną, socjologiczną prawidłowość: jeśli już ktoś zmienia nazwę swojego urządzenia, nazywa je imieniem białogłowy. Wyszpiegowałem więc Dżesikę, Agnieszkę i Karolinę. Pozostali zdemaskowani nosili z reguły kryptonimy nadane przez producentów.
Nie koniec na tym! Włączony tryb Wi-Fi uświadomił mi, jak wiele firm i osób ma dziś własne sieci bezprzewodowe. I jaki jest odsetek tych niezabezpieczonych. Niekoniecznie w restauracjach i centrach handlowych.
W bardziej stabilnych okolicznościach przyrody sprawdziłem później jeszcze raz pisanie SMS-ów. Kiedy nic nie trzęsie ekranowa klawiatura sprawdza się doskonale. Sprawę dodatkowo ułatwia elektroniczy sufler, który zza ekranu podpowiada słowa, których prawdopodobnie che się użyć. Nie jest natrętny i uczy się na bieżąco. Plusik od testera.
Za to żadną miarą, i to bez względu na telefon, nie jestem w stanie przekonać się do internetu w telefonie. Strony w wersji mobilnej to dla mnie proteza, a ani IE7 ani Opera Mobile nie radzą sobie porządnie ze zwykłym www.
Multimedia
Bond miał swojego Q, który wyposażał go w supertajne urządzenia. Asus też ma swoją tajną broń. A nawet pięć:
Multi-Home
System do zarządzania wyglądem ekranu, żywcem wyjęty z rąk Toma Cruisa w Raporcie Mniejszości. Szkoda, że tylko trzy warianty, ale prawdziwy James Bond nigdy nie narzeka.
Anytime Launcher
Czyli wspomniane już Asusowe menu. Znacznie milsze dla oka niż te, serwowane przez system operacyjny. I obowiązkowo cichociemne.
EziPhoto
Kwatera główna zasobów zdjęciowych, gwarantująca kontrolę i przeglądanie obrazów w sposób efektowny, jak na cyberBonda przystało. Efektów specjalnych nie powstydzili by się graficy Spielberga.
EziMusic
Tym narzędziem bez wątpienia zachwycą się melomani. Muzyką w Asusie zarządza się jak dyrektor filharmonii.
Asus Today
Moduł skrótów na ekranie startowym. Oprócz oczywistych oczywistości – zegara i informacji o połączeniach, potrafi dla niepoznaki wcielić się w Tomasza Zubilewicza i prognozować pogodę, albo udawać reportera nadającego z pierwszej linii frontu przez RSS. Dla mnie bomba.
Pan Q powinien jednak dostać po uszach za jedno niedopatrzenie – w takim multimedialnym kombajnie zapomniał zamontować radia. Dla nałogowego radiosłuchacza to niewybaczalna usterka. Na dywanik do Królowej!
Brak radia zrekompensowała mi entuzjastyczna reakcja szpiega – juniorki. Wzięła się z próby spacyfikowania prób wyrywania rodziców ze snu z pierwszym pianiem koguta. Podstępna demonstracja możliwości wideo pozwoliła zyskać na czasie. I to całkiem sporo, za co cześć, chwała i order podwiązki dla producenta.
Trzeba tylko pamiętać, żeby nie użyć odruchowo klawisza blokady. Mam jeszcze ten cenny odruch, ale w Asusie blokada jest równoznaczna z wygaszeniem ekranu. Skutki mogą być traumatyczne. Zwłaszcza o szóstej rano.
Za orderem przemawia jeszcze jeden powód. Aparat fotograficzny. Nie wiem jak konstruktorzy z Asusa to robią, ale tylko ich aparaty są zdolne uchwycić na zdjęciu nieletniego demona szybkości. Żaden inny aparat, w żadnym innym telefonie nie jest w stanie dokonać tej iście cyrkowej sztuki. A przecież matryca ma zaledwie dwa megapiksele! Po raz kolejny – czapki z głów.
Na koniec jeszcze wspomnę o mojej ulubionej funkcji – budziku w trybie GeekAlarm. To genialne w swojej prostocie rozwiązanie pozwoli każdemu szpiegowi i agentowi osiągnąć trzeźwość umysłu w kilka chwil po otwarciu zaspanych oczu.
Żeby wyłączyć natrętnie jazgoczący sygnał, trzeba nadążyć okiem i przyciskiem nawigacyjnym za strzałkami, pokazującymi się na ekranie. Jeśli jeszcze zaaplikujemy sobie kombinacje losowe, poranny sukces murowany. Bo w końcu prawdziwy szpieg nigdy nie zasypia.
Niezawodność
Asus P552w odporny jest na najbardziej uciążliwe warunki pracy i znosi je bez zająknięcia. Prawdziwy twardziel. Jego dewiza to zapewne stabilność. Od czasu do czasu miałem tylko wrażenie, że z lekkim opóźnieniem reaguje na rysik. Nie był to jednak stan permanentny. Raczej chwilowa słabość po wyczerpujących przejściach. I – czy to przypadek? – pojawiająca się wyłącznie przy poruszaniu się przez menu Windowsa.
Baterię w ciągu dwóch tygodni ładowałem trzy razy. Przy dość intensywnym użytkowaniu. To dobry wynik. Test wydolnościowy: zaliczony.
Podsumowanie
P552w to udany model. Przyda się w domu, w pracy i – a może nawet przede wszystkim – do zabicia czasu. Niekoniecznie w środkach publicznego transportu. Kosztuje co prawda nie mało – na dziś ceny zaczynają się w okolicach 1400 złotych, ale czy potencjalny następca Bonda powinien oszczędzać na sprzęcie?
Asus Zenfon 3
Ja ostatnio kupiłem sobie tego Asusa http://takietanie.pl/prod -telefony-komorkowe/asus- zenfone-3-ze520kl.html. Bardzo dobry telefon. Super wyświetlacz i jeszcze lepsza bateria. Polecam 🙂
O nie wiedziałam, że asus ma swój telefon. Coraz więcej teraz już marek wypuszcza swoje telefony. Chętnie bym go przetestowała. Ja teraz zastanawiam się nad telefonem marki Telefunken. Mają 100 lat, a ja dopiero niedawno się o nich dowiedziałam. Podoba mi się kilka modeli ale póki co najbardziej zainteresował mnie Enjoy TE
Chętnie obejrzałabym Waszą recenzję tego telefonu:)
Wygladowo zupełnie mi sie ten telefon nie podoba, kojarzy mi sie z takimi starymi telefonami. Teraz na topie są takie smartfony jak ENJOY (TE1) od telefunkena. Młodzież coraz częściej wybiera właśnie takie modele.
www.Lin****
tylko telefony z systemem mają przyszłość