Wybuchający telefon komórkowy nie był przyczyną śmierci koreańskiego robotnika, którego znaleziono w miejscu pracy z płonącym aparatem na piersi – poinformowali przedstawiciele koreańskiej policji, którzy prowadzą dochodzenie w tej sprawie (DI).
Gdy w mediach pojawiły się informacje o tragicznym wypadku z telefonem komórkowym nikt nie miał wątpliwości, że doszło do wybuchu baterii. Po dokładniejszych oględzinach ciała okazało się jednak, że obrażenia były zbyt poważne, aby mógł je spowodować telefon. Ofiara miała m. in. złamany kręgosłup.
Jak poinformowała wczoraj agencja Reuters, w rzeczywistości w kamieniołomie wydarzyło się coś innego niż tylko wybuch telefonu. Jeden z pracowników w czasie cofania maszyny nieumyślnie najechał na 33-letniego mężczyznę, który nieszczęśliwie znalazł się między pojazdem, a skałą.
Sprawca wypadku zawiadomił policję ale zeznał jedynie, że znalazł ofiarę z płonącym telefonem na klatce piersiowej. W czwartek wieczorem winowajca przyznał się do tego, że chciał wykorzystać płonący telefon aby prawda na temat wypadku nie wyszła na jaw.
Policja ustala jeszcze, czy telefon mógł eksplodować w wyniku silnego nacisku, czy też może współpracownik ofiary podpalił go, aby ukryć swój udział w wypadku.